Z okazji obchodzonego w poniedziałek Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich, dzisiejszą Krótką piłkę poświęcam właśnie książkom (niekoniecznie nowościom).

Piotr Metz „Voo Voo. Dzień dobry wieczór”
(2016; Agora/ART2 Music)
Taki zespół jak Voo Voo zasługuje na szacunek, a tym samym dobrą książkę o jego historii. Ta, pod którą podpisał się dziennikarz muzyczny Piotr Metz, niestety nią nie jest. „Voo Voo. Dzień dobry wieczór” to cztery wywiady-rzeki z obecnymi członkami grupy. Objętościowo najwięcej miejsca zajmuje zapis rozmowy z liderem, Wojciechem Waglewskim. Nic w tym dziwnego, bo jak mówi Mateusz Pospieszalski: „zespół Voo Voo to jest Wojtek Waglewski, to są jego teksty i to jest jego gitara” (s. 173). Cała rozmowa Metza z Waglem będzie swego rodzaju powtórką z rozrywki – szczególnie dla tych, którzy sięgnęli wcześniej po książkę poświęconą wyłącznie osobie Waglewskiego. Artysta ten ma jedno życie, a obie książki dzielą dwa lata, dlatego trudno tutaj o jakieś niespodzianki. Spojrzenie na przeszłość zespołu i jego działalności ukazane zostały z tej samej perspektywy. Powtarzają się więc wątki, anegdoty i spostrzeżenia, a nawet niektóre zdjęcia z prywatnego archiwum gitarzysty. O wiele ciekawiej prezentują się natomiast rozmowy z pozostałymi członkami grupy – Mateuszem Pospieszalskim, Karimem Martuserwiczem (szczególnie ten fragment jest, według mnie, godny polecenia) i Michałem Bryndalem – nowym perkusistą , który zastąpił w składzie Piotra Żyżelewicza. Ze „Stopą”, którego śmierć była wstrząsem nie tylko dla zespołu, ale i całej polskiej sceny, oraz Andrzejem Nowickim Metzowi nie udało się porozmawiać, jednak nic nie stało na przeszkodzie, aby z dyktafonem usiąść obok innych muzyków (np. Jana Pospieszalskiego, Milo Kurtisa, Marka Czapelskiego), którzy na przestrzeni trzydziestu lat współtworzyli Voo Voo. Przez brak takich rozmów obraz zespołu stał się zawężony, a zaprezentowana historia sprowadziła się tak naprawdę jedynie do źródła, jakim jest lider. Efekt jest taki, że samą książkę traktuję jak niepotrzebny dodatek do albumu „Dobry wieczór” (2014) i komercyjny zabieg, który został wymyślony przez menadżera grupy Pawła Walickiego (osoba ta, według informacji zamieszczonych w książce, stoi za jej koncepcją i współpracą merytoryczną), aby wesprzeć wydany w 2015 roku kolekcjonerski, siedmiopłytowy box podsumowujący trzy dekady działalności Voo Voo. Merytorycznie – prócz rozmowy z Karimem, która równie dobrze mogłaby ukazać się w prasie muzycznej lub na łamach jakiegoś portalu internetowego – książka ta nie wnosi jednak nic, co można uznać za pozytywne.

Jarek Szubrycht, Czesław Mozil „Nie tak łatwo być Czesławem”
(2015; Otwarte)
Na początku kwietnia tego roku minęło dziesięć lat od premiery debiutanckiej płyty projektu Czesław Śpiewa zatytułowanej po prostu „Debiut”. Było to dla mnie bodźcem do przypomnienia sobie książki, jaka trzy lata temu trafiła do sprzedaży. Biografia Czesława Mozila, którą przygotował Jarek Szubrych, to dobry przykład na to, jak należy tworzyć tego typu książki. Dziennikarz nie poszedł na łatwiznę, nie nagrał kilku(nastu) spotkań z muzykiem, nie spisał ich w formie wywiadu-rzeki. Zamiast tego powstał porządny tekst w pierwszoosobowej narracji, zawierający te wszystkie charakterystyczne dla wypowiedzi Mozila słowa i zwroty, jak chociażby „skumałem” i „totalny szał”. Dzięki temu czytając kolejne rozdziały człowiek ma wrażenie, jakby obcował z samym muzykiem. Do ideału brakuje tylko akcentu i składni, z których słynie Czesław. Tego jednak na papier przelać się już nie dało (ewentualnie można było pokusić się o to w przypadku składni, ale bądźmy szczerzy – wówczas trzystustronicowa książka mogłaby okazać się ciężka do przyswojenia). „Nie tak łatwo być Czesławem” skupia się na wszystkich etapach życia artysty: od historii jego rodziny, przeprowadzce do Danii, odnajdywaniu tam własnego ja, uczeniu się tolerancji dla inności, patrzeniu na rodzinny kraj z dystansem, przez stopniowe zdobywanie popularności i ponowną próbę odnalezieni własnego ja, ale tym razem już w Polsce, kiedy „Maszynka do świerkania” osiągnęła status hitu, a postać Mozila była nawet tematem finałowego pytania w teleturnieju „Milionerzy”. Z książki wyłania się postać muzyka, która jest tożsama z tym, co widzimy na scenie, w telewizji i przede wszystkim słyszymy na płytach. To mądry i myślący żartowniś, który nie zawsze zostaje dobrze zrozumiany. Bo Czesławem, jak się okazuje, nie jest być łatwo, ale jeszcze trudniej zostać sobą w świecie show biznesu i kraju, którym ludzie tylko czekają na twoje potknięcie.

Jerzy Jarniewicz „All You Need Is Love. Sceny z życia kontrkultury”
(2016; Znak)
Na koniec książka, którą przeczytałem całkiem niedawno, a której tematyką żywo interesuję się na przestrzeni kilku ostatnich lat. Kontrkultura i cały ruch oparty na antykonserwatywnej działalności nie jest wcale zjawiskiem jednolitym. Zapoczątkowana w 1967 roku w San Francisco przybierała przez lata różne formy: od powszechnie kojarzonych hippisów, przez niekoniecznie znanych diggersów i berlińską Kommune 1, aż po ludzi określających się mianem yuppies, a nawet polską partię krasnali i jej lidera „Majora” Frydrycha, którzy nie tylko nadawali kolorytu szarej PRL-owskiej rzeczywistości, ale także wskazywali na jej absurdy. Jak wykazuje już na samym początku swoje książki Jerzy Jarniewicz, „mówienie o kontrkulturze (…) grozi dziś rozbiciem się o rafy uproszczeń, ogólników lub pobożnych życzeń” (s. 12). Autor ryzykuje jednak, co finalnie opłaca się zarówno jemu, jak i czytelnikom. Ci bowiem otrzymują książkę bogatą nie tylko w treści naukowe (polecam szczególnie niezwykle interesującą analizę i interpretację paryskich murali, jakie pojawiły się we francuskiej stolicy w 1968 roku), ale i przemyślenia odwołujące się do wydarzeń historycznych o wydźwięku polityczno-gospodarczo-społecznym (chociażby rozdział „Kwiaty, pacyfki, gaz łzawiący”). Nie brakuje także wątków muzycznych. Psychodeliczny rock, folk i blues, które były nieodłącznymi elementami twórczości The Beatles, Boba Dylana, Patti Smith, Jimiego Hendrixa, The Doors i Janis Joplin, stanowiły dźwiękowe tło dla antywojennych protestów, happeningów artystycznych, filmu czy też literatury. Wszystko to opisane zostało rzeczowo, ale bez nadęcia i naukowego tonu, dzięki czemu „All You Need Is Love. Sceny z życia kontrkultury” są nie tylko ciekawą książką o historii pokolenia naszych dziadków i rodziców, ale również źródłem wiedzy o nas – młodych (młodszych?), którzy niejednokrotnie szukają odpowiedzi na nurtujące pytania o tematyce nie tylko egzystencjalnej, ale i tożsamościowej. (MAK)

*** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Jedna odpowiedź do „Krótka piłka #417: „Voo Voo. Dzień dobry wieczór”, „Nie tak łatwo być Czesławem”, „All You Need Is Love””

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

PRZECZYTAJ O POWODACH ZAMKNIĘCIA STRONY

ostatnio popularne