Trzy lata bez patrona blogu AxunArts.

Tadeusz Różewicz (foto: fragment okładki książki „To i owo”)

Trzy lata temu zmarł Tadeusz Różewicz. Poeta, prozaik, dramaturg. ARTYSTA. Człowiek, który dla kolejnych pokoleń był mistrzem i nauczycielem. Chociaż użycie czasu przeszłego wydaje się właściwe ze względu na sytuację zaistniałą 24 kwietnia 2014 roku, to czasy teraźniejszy i przyszły nie byłyby przecież żadnym błędem. Twórczość Różewicza jest i będzie ostoją i latarnią dla tych, którzy szukają prawdy o samych sobie, zarówno o szarym człowieku, jak i awangardowym artyście, człowieku zagubionym w postmodernistycznym świecie i próbującym odpowiedzieć sobie na pytanie „kim jestem i dokąd zmierzam?”.

* * *

Traf chciał, że zaczynając swoją przygodę z zawodem nauczyciela, rozpocząłem pracę w szkole zaocznej w środku roku szkolnego (dosłownie w środku, bo od początku drugiego semestru) i jedna z lekcji, jakie przeprowadzałem pierwszego dnia, dotyczyła poezji – wówczas jeszcze żyjącego – Tadeusza Różewicza. Być może wiecie, jak to jest: pierwsze poważne zajęcia, chęć pokazania się z jak najlepszej strony, trema i stres. Wszystko to przełożyło się na jeden wielki monolog. W przeciągu dziewięćdziesięciominutowych zajęć przez mój słowotok do głosu doszły może dwie-trzy osoby. Dzisiaj sytuacja nie do pomyślenia, dzisiaj wręcz wymagam, aby to uczniowie mówili jak najwięcej (czasami wręcz zmuszam ich do tego na wszelkie możliwe sposoby). Wtedy było inaczej, wtedy chciałem, aby wyszło perfekcyjnie, aby grupa otrzymała możliwie jak najpełniejszą wizję tej twórczości. Pamiętam, że wykład zakończyłem dość patetycznym zdaniem: „Jeśli chcą państwo nadać na nowo życiu sens, sięgnijcie po poezję Różewicza”. Nie miałem pojęcia, czy zmieni to ich podejście do literatury lub do tego artysty, czy zadziała w jakiejkolwiek sposób. Czy wypadało w ogóle mówić coś tak abstrakcyjnego?

Dzisiaj wiem, że jedna osoba dała tej twórczości szansę.

Niemalże w przededniu ostatnich wakacji przypadkowo spotkałem swoją byłą uczennicę, osobę obecną na moich „debiutanckich” zajęciach. Moje kontakty z uczniami (obecnymi lub byłymi) poza szkołą najczęściej ograniczają się do zwykłego „dzień dobry”. Swoim nadmiarem kultury osobistej przy jednoczesnym patrzeniu na wiele rzeczy z tzw. góry, wytwarzam – i to chyba źle – pewną aurę niedostępności, która wręcz nakazuje innym trzymać się o te kilka kroków obok, także uczniom. Często mam opinię tego złego i zimnego (rzeczownik dopowiedzcie sobie sami), ale też przyznać muszę, że pasuje mi to, a sam nigdy nie oczekiwałem, że jako belfer będę kochany. Jeśli staram się dotrzeć do siedzących naprzeciwko mnie w ławkach osób, robię to przez literaturę i szeroko pojętą sztukę, co – i tutaj, jeśli czyta to jakiś nauczyciel, zapewne przyzna mi rację – nie zawsze jest łatwe. Częściej zatem trzymam dystans, ale wtedy nie miałem wyjścia – długa kolejka do jednej kasy w supermarkecie stworzyła sytuację, w której grubiaństwem byłoby odwrócenie się plecami i udawanie, że się kogoś nie widzi. Tym bardziej, jeśli ten ktoś zdążył nas już zauważyć i przywitał się. Rozmowa była zatem nie tyle grzecznością, co koniecznością.

Po wymianie typowych spostrzeżeń i uwag („pogoda się nam pogorszyła”, „a jak tam w szkole?”, „jakieś plany na wakacje?”, „a na pana zajęciach to i tamto”), była uczennica zdecydowała się na dość osobiste wyznanie i powiedziała mi, że po śmierci matki przeżywała trudne chwile. Pogorszenie jej stanu zbiegło się niemalże z pierwszą rocznicą śmierci poety, co jednocześnie przywołało w pamięci wypowiedziane przeze mnie na wykładzie słowa. Oznajmiła, nawiązując jednocześnie do „Ocalonego”, bodaj najsłynniejszego wiersza Różewicza, że poeta był dla niej mistrzem, który na nowo oddzielił światło od ciemności.

To są chwile, dla których warto wykonywać swoją pracę. Pomimo Anny Zalewskiej i wprowadzonego przez nią chaosu, pomimo wewnętrznego skłócenia szkolnego środowiska, pomimo częstej niechęci ze strony społeczeństwa (w ubiegłym roku zacząłem zastanawiać się, kto bardziej nie pała sympatią do nauczycieli – uczniowie czy ich rodzice?), nawet pomimo niektórych koleżanek i kolegów z branży, którzy ośmieszają ten zawód swoją postawą, tym co robią i jakie prezentują poglądy. Zawód, w którym prawdziwą wypłatę otrzymujesz nie w postaci comiesięcznego przelewu na konto bankowe, ale w formie tzw. odzewu, na który często czekać można nawet kilka lat.

* * *

Sokół (foto: kadr z teledysku „Moje ciało”)

Dwa lata temu – w czerwcu 2015 roku – wspólnymi staraniami Prosto Label i Narodowego Centrum Kultury ukazała się płyta, dla której fundamentem są wiersze Tadeusza Różewicza. Utwory artysty zarapowali Sokół i Hades, a o warstwę muzyczną zadbał duetu Sampler Orchestra. Albumu „Różewicz – Interpretacje” okazał się jednym z najlepszych materiałów tamtych dwunastu miesięcy, być może nawet jednym z ciekawszych połączeń poezji, jej interpretacji oraz muzyki na przestrzeni ostatnich dwóch-trzech dekad.

Na płycie nagranej przez reprezentantów stołecznej sceny udało się uniknąć typowego rapowania. Do dzisiaj zastanawiam się, czy wyszło to – z marketingowego punktu widzenia – projektowi na dobre. Na pewno Sokół i Hades mieli trochę pod górkę, ponieważ poezja Tadeusza Różewicza nie jest rymowana typowo, jak większość hip-hopowych tekstów lub wiersze postaci pokroju Mickiewicza, Tuwima lub Asnyka (doskonale widać/słychać to na płycie „Poeci”). Ta poezja nie jest nawet poezją do typowego recytowania; to poezja języka codziennego, poezja do mówienia. W formule tej doskonale odnalazł się Sokół, który dzięki swojemu tembrowi głosu oraz charakterystycznemu flow od dawna przez słuchaczy rapu nazywany jest przecież „narratorem z podwórka”.

Wiersze „Moje ciało” i „Zasypiając” z myślą o płycie „Różewicz – Interpretacje” zostały połączone w jedną całość i dynamicznie wykonane przez członka WWO, okazując się – co akurat nie powinno dziwić – tekstami aktualnymi także dzisiaj. (MAK)

PS Tak, nie mogę przeboleć, że nie dostał literackiego Nobla.

*** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.

Jedna odpowiedź do „Gold Song #364: „Moje ciało””

  1. Pamiętam, jak przez ostatnie lata życia poety (tak od 2008 czy 2009 roku) za każdym razem liczyłem, że dostanie literackiego Nobla. I naprawdę jeśli chodzi o niemożność przebolenia faktu, że nie doczekał tej nagrody, to jest nas dwóch.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

PRZECZYTAJ O POWODACH ZAMKNIĘCIA STRONY

ostatnio popularne